Jestem już po. Nigdy nie byłem dobrym recenzentem ( co może teraz przed egzaminem gimnazjalnym nie wróży mi zbyt dobrze

) ale spróbuje coś napisać.

Nigdy nie byłem i nie jestem anty fanem musicali i historii miłosnych, ale do "De lovely" podchodziłem z pewną dozą nieśmiałości gdyż martwiło mnie to, iż właściwie nic nie słyszałem o tym filmie. Do rąk dostałem dziś ładne pudełko ( w którego ranciku stał elegancko wyglądający i ubrany...... chyba to się mówi w smoking Robek

), które nie sposób było natychmiast nie otworzyć. Najpierw ogólnie o filmie, podobał mi się. Rozbudził we mnie chwilową melancholię co świadczy o jego wartości. Uważam, że najgorszy film to taki, który nie rozbudza żadnych emocji, tak samo uważam też z innymi rzeczami.

To było chyba wczoraj kiedy rozmawiałem z Gringo o tym filmie. Powiedział iż lepiej by było jakby Robbie zagrał w czymś innym, bardziej oklepanym i w tym momencie nie zgodzę się z tym. Jest to historia opowiedziana w sposób, który nie wszystkim może przypaść do gustu ale oparta na prawdzie, w pięknej romantycznej otoczce, do której niezaprzeczalnie pasuje pan Williams. Wyglądowo jak i głosowo.

Uważam iż film może i bardziej jest prawdopodobne, że trafi do kobiet, ale z pewnością więcej wynieść z niego mogą Ci należący do płci silniejszej ( chyba silniejszej

)
Teraz więc o Robie. Coż, jego rolka jest niewielka i nie ma właściwie wpływu na przebieg fabuły, ale jest magiczna, niesamowita, w dobrej jakości obrazu prawdziwemu fanowi może zaprzeć dech w piersiach. Tak było przynajmniej w moim wypadku. Jak tu ktoś wcześniej zauważył miny RW są ( jak zawsze zresztą ) śmieszne ale i urzekające. Wnosi coś co ani wcześniej ani później nie pojawiło się w filmie, jakieś takie życie i wielkie emocje. Na prawdę staram się być obiektywny i nie piszę tego jako obsesyjny fan. Ślub Cortera i Lindy to w ogóle bardzo fajna scena. Przyprawia o dreszcze tymbardziej, że historia ta nie kończy się kolorowo. Tak jednak bywa w tych o prawdziwym życiu. Zawsze następuje smutny akcent czyli pożegnanie i śmierć. Komu polecam film? Wszystkim fanom Roba, z wyjątkiem tych, którzy obsesyjnie nienawidzą musicali bądź romantycznych historii. Tym polecam obejrzenie Traileru na YT. Powierzchowne pojęcie o klimacie tej sceny uda im się wtedy nabrać. Wszystkim zabierającym się za oglądanie polecam też wcześniejsze zapoznanie się z historią Cortera ( na przykład na takiej Wikipedii ). Łatwiej wtedy można się zorientować w tym filmie i dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Nie poświęcono tam na przykład właściwie ani jednej sekundy jego młodości, która wcale ( z tego co czytałem ) nie była nudna. Wątpię czy jest ktoś, komu chciało się przebrnąć przez te moje nudne wypociny, ale jeżeli tak to szczerze gratuluje.
